Optymiści to GŁUPCY, jak można mieć pozytywne nastawienie do TEGO świata? Nie rozumiem. Z góry zakładają, że coś im wyjdzie, że spotkają ich same przyjemne rzeczy a jeśli tak nie będzie to oczywiste, że ciągle będą narażeni na depresje i porażki. To są sami samobójcy albo masochiści? Natomiast pesymiści z góry zakładają, że nic im nie wyjdzie, że świat ciągle będzie im kładł pod nogi kłody aż w końcu upadną i się nie podniosą. Jeśli się pomylą w tej kwestii, będzie to dla nich miłe, niespodziewane zaskoczenie. Ale nigdy nie będą rozczarowani. Dlatego od teraz wole być pesymistką, kolejne rozczarowania mogłyby mnie zabić. kolejna dawka rozczarowania na pewno mnie zabije.
W moim życiu często pojawiają się "Moje, własne, osobiste tragedie"- zadowalający z eliksirów, przypadkowa zamiana ulubionego wazonu McGonagall w coś... niezidentyfikowanego i jej mordercze spojrzenie, zakaz wchodzenia do biblioteki bo Ron się wygłupiał, bycie szlamą. Przecież nie jestem feniksem który zawsze odradza się na nowo!
Jesteś martwym przedmiotem, który nie może przytulić ani okazać współczucia. Miliony osób zwraca się do Ciebie w nadziei ukojenia, lecz czy przynosi to pożądany skutek? Drogi pamiętniku, znasz to uczucie kiedy w ułamku sekundy tracisz wszystko?
Nie chodzi o zranioną nastolatkę, którą rzucił chłopak. Przegrana finałowego meczu w quidditchu. Stracenie wymarzonej posady w Ministerstwie Magii. Nawet nie chodzi o widok podpalonej hogwardzkiej biblioteki! Widok zrozrzażonych pergaminów jest niczym w porównaniu do TAMTEGO widoku. Świadomość utraty możliwości pogłębiania wiedzy nie może się równać ze świadomością możliwości straty na zawsze. Łzy powstałe na skutek dymu unoszącego się w murach biblioteki są o miliony razy słabsze niż te, które się pojawiają ostatnio.
Ból jest NIE DO OPISANIA, a jednak pisze.
Chodź wystarczy jedno zaklęcie a kartka będzie czysta zero emocji, zero zwierzeń. Będzie odczuwać pustkę jak ja. Może jednak tego nie usunę, może ktoś zobaczy, że potrzebuje wsparcia?
Ból jest NIE DO OPISANIA, a jednak pisze.
Chodź wystarczy jedno zaklęcie a kartka będzie czysta zero emocji, zero zwierzeń. Będzie odczuwać pustkę jak ja. Może jednak tego nie usunę, może ktoś zobaczy, że potrzebuje wsparcia?
Pomocy, RATUNKU, POMÓŻCIE MI!
ZERO odzewu, pozostaje odizolowana od reszty świata.
Ja spadam na samo dno a pustka rośnie.
Zaczynam wegetować. Bezcelowe życie.
Po pokoju rozniósł się dźwięk stukania w drzwi. Hermiona spojrzała z roztargnieniem na kobietę, która bezceremonialnie przerwała jej przelewanie swoich myśli na papier.
- Hermionko, za chwilę jadę do rodziców. - Powiedziała kobieta widząc pytające spojrzenie swojej wnuczki. - Na obiad, specjalnie dla ciebie, zrobiłam lasagne ze szpinakiem a na deser tartę jabłkową. -Dodała po chwili przyglądając się jej z troską.
- Nie jestem głodna. - Odpowiedziała Hermiona nie zaszczycając swojej babci żadnym spojrzeniem. Wiedziała, że nie jest ona odpowiedzialna za zło, które spadło na ich rodzinę i nie należy na niej wyładowywać swojej frustracji, ale ta wyolbrzymiona troska doprowadzała ją do szewskiej pasji. -Dlaczego jedziesz beze mnie? - Spytała zamykając pamiętnik i chowając go do masywnego biurka, które stało pod oknem z białymi framugami. Wpuszczało one do pokoju dużo ciepłych, słonecznych promieni, gdyby nie obecna sytuacja Hermiona na pewno wstając z łóżka nuciłaby pod nosem piosenkę myśląc nad tym jak spędzić tak piękny dzień.
- Stwierdziłam, że nie jesteś jeszcze na to gotowa kochanie. - Babcia Granger wyrównała nieistniejące zagniecenia na swoim czarnym żakiecie. - Paul i Rose - Przełknęła głośno ślinę nie patrząc w stronę dziewczyny aby dodać sobie odwagi. - nie wyglądają tak jak wcześniej. Nie chciałabym, żebyś zapamiętała ich takich jacy są po wypadku. Pragnęłabym abyś skupiała się na wszystkich pozytywnych wspomnieniach i zachowała w pamięci same najlepsze chwile. - Wzdychając podeszła do wnuczki i położyła jej rękę na ramieniu w geście wsparcia, którą od razu strzepnęła Hermiona.
- Babciu, chyba zapomniałaś, że ja też tam byłam. - Odwróciła się w stronę zatroskanej kobiety i popatrzyła jej prosto w oczy. - Nie potrzebuje wsparcia. - Warknęła. Lecz od razu pożałowała tego widząc zaszklone oczy jej starszej kopi. W pewnych sytuacjach nawet najmocniejszy psychicznie człowiek potrafi nie wytrzymać napięcia panującego wokół niego; zazwyczaj nerwy trzymane na wodzy w jednej sekundzie mogą wybuchnąć, by obnażyć bezbronność danej osoby. Tak było i w tym przypadku, Hermiona zawsze sądziła, że jej babcia jest oazą spokoju o stalowych serwach. Dystyngowaną kobietą, która nawet w najgorszej sytuacji potrafiła założyć maskę radości aby pokazać światu jaka jest silna. Niestety, jej wnuczka tak bardzo się myliła. W jednej chwili działo się wiele rzeczy, babcia wybuchła płaczem, siadła na skraju łóżka a zdezorientowana Hermiona w mgnieniu oka podeszła do niej obejmując ją ramionami. To nie tak, że bała się widzieć łzy w oczach kogoś z rodziny. Bała się tego, że tylko łzy im pozostały, bo nic innego nie mogą zrobić. Muszą czekać bezczynnie na to co im zaoferuje los.
- To nie tak, że ja cię odsuwam od rodziców. - Zachlipała babcia, przytulając się mocniej do swojej jedynej wnuczki. - Po prostu, jest mi tak strasznie przykro, że to akurat spotkało nas. Przecież twoi rodzice są takimi praworządnymi, dobrymi ludźmi. - Powiedziała, wyciągając swoją ulubioną jedwabną chustkę do nosa, która była przyozdobiona wyhaftowanymi czerwonymi różami na bokach. W Hermionie obudził się instynkt opiekuńczy, który powstał wraz z nieszczęśliwą miłością Ginny Wesley, kiedy to musiała pocieszać młodszą przyjaciółkę, gdy Harry Potter ją nie dostrzegał. Nie wspominając o jej przyjaciołach - Ronie i Harrym, którzy mieli tendencje do wpakowywania się we wszelkie możliwe problemy. Dziewczyna poklepała swoją babcie po ramieniu, odciągnęła ją delikatnie tak aby ta mogła jej spojrzeć w twarz.
- Babciu, wszystko będzie dobrze. Musimy być silne, w końcu nazywamy się Granger. - Uśmiechnęła się łagodnie aby dodać kobiecie otuchy. - Obiad zjemy jak wrócimy od rodziców. Proszę, jedźmy do nich.
- Babciu, chyba zapomniałaś, że ja też tam byłam. - Odwróciła się w stronę zatroskanej kobiety i popatrzyła jej prosto w oczy. - Nie potrzebuje wsparcia. - Warknęła. Lecz od razu pożałowała tego widząc zaszklone oczy jej starszej kopi. W pewnych sytuacjach nawet najmocniejszy psychicznie człowiek potrafi nie wytrzymać napięcia panującego wokół niego; zazwyczaj nerwy trzymane na wodzy w jednej sekundzie mogą wybuchnąć, by obnażyć bezbronność danej osoby. Tak było i w tym przypadku, Hermiona zawsze sądziła, że jej babcia jest oazą spokoju o stalowych serwach. Dystyngowaną kobietą, która nawet w najgorszej sytuacji potrafiła założyć maskę radości aby pokazać światu jaka jest silna. Niestety, jej wnuczka tak bardzo się myliła. W jednej chwili działo się wiele rzeczy, babcia wybuchła płaczem, siadła na skraju łóżka a zdezorientowana Hermiona w mgnieniu oka podeszła do niej obejmując ją ramionami. To nie tak, że bała się widzieć łzy w oczach kogoś z rodziny. Bała się tego, że tylko łzy im pozostały, bo nic innego nie mogą zrobić. Muszą czekać bezczynnie na to co im zaoferuje los.
- To nie tak, że ja cię odsuwam od rodziców. - Zachlipała babcia, przytulając się mocniej do swojej jedynej wnuczki. - Po prostu, jest mi tak strasznie przykro, że to akurat spotkało nas. Przecież twoi rodzice są takimi praworządnymi, dobrymi ludźmi. - Powiedziała, wyciągając swoją ulubioną jedwabną chustkę do nosa, która była przyozdobiona wyhaftowanymi czerwonymi różami na bokach. W Hermionie obudził się instynkt opiekuńczy, który powstał wraz z nieszczęśliwą miłością Ginny Wesley, kiedy to musiała pocieszać młodszą przyjaciółkę, gdy Harry Potter ją nie dostrzegał. Nie wspominając o jej przyjaciołach - Ronie i Harrym, którzy mieli tendencje do wpakowywania się we wszelkie możliwe problemy. Dziewczyna poklepała swoją babcie po ramieniu, odciągnęła ją delikatnie tak aby ta mogła jej spojrzeć w twarz.
- Babciu, wszystko będzie dobrze. Musimy być silne, w końcu nazywamy się Granger. - Uśmiechnęła się łagodnie aby dodać kobiecie otuchy. - Obiad zjemy jak wrócimy od rodziców. Proszę, jedźmy do nich.
Kobieta otarła łzy chustką, mrugnęła do niej porozumiewawczo i pocałowała wnuczkę w czubek głowy.
- Kochanie, jak będziesz gotowa daj znać. - uśmiechnęła się na tyle na ile pozwalał jej obecny stan i wyszła z sypialni jej wnuczki. Hermiona opadła zrezygnowana na łóżko i patrzyła w biały sufit.
Zdumiewające jak w sekundzie wszystko potrafi się obrócić o sto osiemdziesiąt stopni.
Szkoda, że na gorsze. - pomyślała z westchnieniem.
Przewróciła się na brzuch i spojrzała po pokoju. Jej sypialnia nie należała do największych pomieszczeń w domu ale też nie była za mała, jest w sam raz - przyszło jej na myśl. Całość była utrzymana w dziewczęcych kolorach. Pod oknem stało masywne biurko, łóżko było umieszczone wzdłuż ściany która załamywała się tworząc skos, natomiast szafy znajdowały się naprzeciw posłania. Gdzieniegdzie można było zobaczyć przedmioty z młodych lat; miśki na szafach, ilustrowane encyklopedie dla dzieci. Gryfonka spędzała w domu tylko wakacje oraz przerwę świąteczną, więc miała mało czasu aby uporządkować swój pokój i dostosować go do jej obecnego wieku. Z resztą, której dziewczynie przeszkadzałby ulubiony miś w rogu łóżka?
Chciałabym być znowu dzieckiem, które prowadzi beztroskie życie z dala od jakichkolwiek zmartwień.
Westchnęła i podeszła do lustra przyglądając się swojemu odbiciu. Niegdyś brązowe oczy były odzwierciedleniem jej duszy. Teraz radosne iskierki, które niegdyś tańcowały w jej oczach wyblakły ustępując miejsca wyraźnemu smutkowi, który zdominował nawet wszechobecne mądre i odrobinę zarozumiałe spojrzenie. Hermiona zawsze bagatelizowała stan swoich włosów, jej mama - pani Rose Granger bardzo ucieszyła się kiedy nie ulegało wątpliwości, że to właśnie po niej odziedziczy włosy. Pan Granger był ich przeciwieństwem, w porównaniu do żeńskiej części swojej małej rodziny posiadał proste, kasztanowe włosy, współgrały one z zielonymi oczami, w których gdzieniegdzie można było dostrzec brązowe prześwity. Gryfonka nigdy nie narzekała na swój wygląd, mimo że wiele razy była wystawiana na publiczne pośmiewisko przez ślizgońską cześć Hogwartu. Gęste, mocno kręcone włosy sięgały jej już do łopatek, chciała je ściąć pod koniec wakacji ale zważając na sytuacje nie miała do tego głowy. Brązowe włosy i oczy harmonizowały się z jej jasną karnacją, na której gdzieniegdzie można było dojrzeć brązowe piegi. Po przednich wystających zębach nikt już nie pamiętał, kiedy to na czwartym roku zostały zmniejszone przez panią Pomfrey. Dziś Hermiona była ubrana w jasne jeansy oraz sportową bluzę na zamek, który był do połowy odsunięty ukazując przy tym biały top. Poprawiła mimowolnie swój wygląd i ruszyła na dół mówiąc w stronę babci, że jest gotowa na spotkanie z rodzicami.
Po pewnym czasie stały pod szpitalem St. Mary’s w Londynie, babcia płaciła taksówkarzowi.
- Życzę miłego dnia! - Powiedział młody taksówkarz, na oko w wieku dwudziestu pięciu lat. Pani Granger odpowiedziała mu życzliwym uśmiechem. Śpiesznie weszły do przedsionka budynku kierując się następnie w stronę pokoju gdzie znajdowali się rodzice Hermiony. Znajdował się on na oddziale intensywnej terapii. Po jej głowie ciągle chodził dźwięk sygnału karetki oraz pikanie różnych aparatów medycznych. Stanęła przed białymi drzwiami, na których znajdowały się trzy złote cyfry - 313. Niepewnie uchyliła drzwi, jej oczom ukazał się owalny pokój zachowany w bezwzględnej sterylności, dominowała tu biel i jasne odcienie. Po lewej stronie od drzwi stała beżowa sofa a tuż obok niej szklany stolik. Wszystkie trzy okna, które powinny oświetlać pokój były zasłonięte kremowymi firankami a światło słoneczne zostało zastąpione światłem z lamp, które nie oślepiały lecz tworzyły, przyjemną dla oka poświatę. Między dwoma szpitalnymi łóżkami stały aparatury podtrzymujące różne funkcje życiowe. Hermiona nie wiedziała co się dzieje z jej rodzicami dlatego też kiedy nadarzyła się okazja, a takowa była podczas obchodu, spytała lekarza co z nimi. Wysoki mężczyzna, który z pewnością miał doświadczenie gdyż wyglądał na osobę w sędziwym wieku nakazał gestem ręki usiąść Hermionie i jej babci na beżowej sofie, która była stworzona do siedzenia, gdyż obie od razu zanurzyły się w miękkim siedzeniu.
- Stan pacjentów jest niestabilny i niestety zagraża ich życiu. - Zaczął wyjaśniać, spoglądając w dokumentacje medyczną jakby to było jedyne źródło informacji.
- Przecież patrząc na nich, można od razu stwierdzić, że ich ciała są zmasakrowane i potrzebują pomocy, a nikt z tym nic nie robi. - Wtrąciła się niegrzecznie Hermiona w monolog doktora. Ten z kolei zbagatelizował nieprzyjemną uwagę patrząc w jej stronę współczującym spojrzeniem i kontynuował przekazywanie informacji na temat stanu zdrowia jego pacjentów.
- W przypadku pana Granger mamy do czynienia z połamanymi żebrami oraz z pękniętą miednicą. Niestety nie miał on szczęścia i jego funkcje życiowe, w tym wypadku układ oddechowy został naruszony i potrzebna jest wentylacja mechaniczna. - Pokazał na urządzenie, które wyglądało jak wielka pompka do wtłaczania powietrza. - Do tego z pewnością wystąpił obrzęk płuc oraz krwotok w prawej półkuli mózgowej. Tak jak Pani Granger musieliśmy ich przygotować do transfuzji krwi, gdyż stracili nawet do dwóch litrów. - Lekarz przewrócił kartkę z dokumentacji medycznej na kolejną stronę. - Pani Granger, jeśli mogę to tak nazwać miała więcej szczęścia od swojego męża. Cała moc uderzenia skupiła się na stronie kierowcy, dlatego też jej obrażenia są mniejsze niemniej jednak poważne i równie zagrażające życiu. Oprócz wielu złamań, wystąpiło jeszcze pęknięcie czaszki ciemieniowej. Metalowy pręt z balustrady przebił się przez drzwi i uszkodził lewą nerkę, niestety nie funkcjonuje ona prawidłowo dlatego potrzebna jest dializa. - Zerknął na twarze kobiet, patrząc na ich reakcje. - Muszę niestety dodać, że u obojga występuje niewydolność krążenia.
- Czyli co z nimi będzie. - Spytała z lekkim przerażeniem w głosie mama pana Granger. Doktor spodziewał się takiego pytania, wiele razy je słyszał, dlatego zawsze zachowywał spokój w głosie. Trudno było mu przekazać tak złe wiadomości, ale takie było ryzyko w tej pracy. Przecież był tylko człowiekiem, nie Bogiem ani cudotwórcą.
- Najbliższe dni będą najważniejsze. Jeśli je przeżyją powinno być już tylko lepiej. Trzeba wziąć pod uwagę dramatyczne skutki wypadku, na pewno będzie ich czekała długa droga powrotu do zdrowia. Niestety, jestem pewien, że nigdy nie będą tak sprawni fizycznie jak przed wypadkiem. - Oświadczył swoim rozmówczynią, dodając po chwili. - Natomiast jeśli ich stan się nie polepszy w ciągu najbliższego czasu, musicie panie przygotować się na najgorsze. To i tak cud, że nie zginęli na miejscu. Można stwierdzić, że Bóg nad nimi czuwał a jeśli on dał im szanse na przeżycie, my zrobimy wszystko co w naszej mocy aby im pomóc.
W rzeczywistości było to zwykłe Depulso. - Pomyślała Hermiona.
A jednak oni tu leżą, to ty powinnaś być na ich miejscu! - Powiedział cichy głos w jej głowie. Może miał on racje, może to właśnie oni powinni wysiadać z samochodu a nie Hermiona. Może to oni powinni stać obok auta podczas wypadu. Może to ich powinno odrzucić z niesamowitą mocą na trawę przy jezdni a nie ją. Może to oni powinni mieć kilka zadrapań i siniaków. Po twarzy dziewczyny spłynęła jedna niekontrolowana łza, którą od razu starła aby nikt się nie zorientował.
To niesprawiedliwe, że ja trafiłam do szpitala st. Munga tylko dlatego, że jestem czarownicą. Parę eliksirów i byłam zdrowa, a oni? Oni cierpieli w tym szpitalu, gdzie każdy czekał na rozwój wydarzeń nie próbując im pomóc.
Lekarz zajmujący się jej rodzicami rozmawiał z jej babcią a Hermiona podeszła do łóżek swoich rodziców. Ścisnęła dłoń ojca, była taka zimna i bezwładna. Spoglądnęła na jego twarz, wiele siniaków ją szpeciło, jego głowa była zabandażowana. Mimo to dziewczyna nadal widziała w nim tego przystojnego bożyszcza nastolatek z opowiadań mamy, którego zdołała usidlić na długie lata nie zważając na liczną konkurencje. Odwróciła się w stronę pani Granger nie puszczając dłoni taty. Jej włosy zostały ogolone aby nie przeszkadzały podczas różnych zabiegów na czaszce. Hermiona ucałowała ją w czubek głowy a następnie pogłaskała po policzku.
Wyjdziecie z tego, nie zostawicie mnie, jestem tego pewna! - krzyczała z rozpaczy w myślach.
Kiedy wróciła do domu wraz z babcią był już późny wieczór, obie od razu skierowały się do swoich pokoi, Hermiona do swojej sypialni a jej babcia do pokoju gościnnego. Zmęczona gryfonka nie zważając na sowę, która stała na parapecie otwartego okna, rzuciła się na łóżko i od razu została otulona ramionami Morfeusza, który życzył jej spokojnej nocy. W tym samym czasie brązowa sowa zahuczała a list z pieczęcią Hogwartu na przodzie leżał tuż obok niej. Uszatka zdegustowana ignorancją swojego odbiorcy zaczęła bawić się listem aż rozcięła go. Z jego wnętrza wysunęła się złota odznaka, z przodu widniał wielki lew, który był przysłonięty wielką, złotą literą P.
- Kochanie, jak będziesz gotowa daj znać. - uśmiechnęła się na tyle na ile pozwalał jej obecny stan i wyszła z sypialni jej wnuczki. Hermiona opadła zrezygnowana na łóżko i patrzyła w biały sufit.
Zdumiewające jak w sekundzie wszystko potrafi się obrócić o sto osiemdziesiąt stopni.
Szkoda, że na gorsze. - pomyślała z westchnieniem.
Przewróciła się na brzuch i spojrzała po pokoju. Jej sypialnia nie należała do największych pomieszczeń w domu ale też nie była za mała, jest w sam raz - przyszło jej na myśl. Całość była utrzymana w dziewczęcych kolorach. Pod oknem stało masywne biurko, łóżko było umieszczone wzdłuż ściany która załamywała się tworząc skos, natomiast szafy znajdowały się naprzeciw posłania. Gdzieniegdzie można było zobaczyć przedmioty z młodych lat; miśki na szafach, ilustrowane encyklopedie dla dzieci. Gryfonka spędzała w domu tylko wakacje oraz przerwę świąteczną, więc miała mało czasu aby uporządkować swój pokój i dostosować go do jej obecnego wieku. Z resztą, której dziewczynie przeszkadzałby ulubiony miś w rogu łóżka?
Chciałabym być znowu dzieckiem, które prowadzi beztroskie życie z dala od jakichkolwiek zmartwień.
Westchnęła i podeszła do lustra przyglądając się swojemu odbiciu. Niegdyś brązowe oczy były odzwierciedleniem jej duszy. Teraz radosne iskierki, które niegdyś tańcowały w jej oczach wyblakły ustępując miejsca wyraźnemu smutkowi, który zdominował nawet wszechobecne mądre i odrobinę zarozumiałe spojrzenie. Hermiona zawsze bagatelizowała stan swoich włosów, jej mama - pani Rose Granger bardzo ucieszyła się kiedy nie ulegało wątpliwości, że to właśnie po niej odziedziczy włosy. Pan Granger był ich przeciwieństwem, w porównaniu do żeńskiej części swojej małej rodziny posiadał proste, kasztanowe włosy, współgrały one z zielonymi oczami, w których gdzieniegdzie można było dostrzec brązowe prześwity. Gryfonka nigdy nie narzekała na swój wygląd, mimo że wiele razy była wystawiana na publiczne pośmiewisko przez ślizgońską cześć Hogwartu. Gęste, mocno kręcone włosy sięgały jej już do łopatek, chciała je ściąć pod koniec wakacji ale zważając na sytuacje nie miała do tego głowy. Brązowe włosy i oczy harmonizowały się z jej jasną karnacją, na której gdzieniegdzie można było dojrzeć brązowe piegi. Po przednich wystających zębach nikt już nie pamiętał, kiedy to na czwartym roku zostały zmniejszone przez panią Pomfrey. Dziś Hermiona była ubrana w jasne jeansy oraz sportową bluzę na zamek, który był do połowy odsunięty ukazując przy tym biały top. Poprawiła mimowolnie swój wygląd i ruszyła na dół mówiąc w stronę babci, że jest gotowa na spotkanie z rodzicami.
Po pewnym czasie stały pod szpitalem St. Mary’s w Londynie, babcia płaciła taksówkarzowi.
- Życzę miłego dnia! - Powiedział młody taksówkarz, na oko w wieku dwudziestu pięciu lat. Pani Granger odpowiedziała mu życzliwym uśmiechem. Śpiesznie weszły do przedsionka budynku kierując się następnie w stronę pokoju gdzie znajdowali się rodzice Hermiony. Znajdował się on na oddziale intensywnej terapii. Po jej głowie ciągle chodził dźwięk sygnału karetki oraz pikanie różnych aparatów medycznych. Stanęła przed białymi drzwiami, na których znajdowały się trzy złote cyfry - 313. Niepewnie uchyliła drzwi, jej oczom ukazał się owalny pokój zachowany w bezwzględnej sterylności, dominowała tu biel i jasne odcienie. Po lewej stronie od drzwi stała beżowa sofa a tuż obok niej szklany stolik. Wszystkie trzy okna, które powinny oświetlać pokój były zasłonięte kremowymi firankami a światło słoneczne zostało zastąpione światłem z lamp, które nie oślepiały lecz tworzyły, przyjemną dla oka poświatę. Między dwoma szpitalnymi łóżkami stały aparatury podtrzymujące różne funkcje życiowe. Hermiona nie wiedziała co się dzieje z jej rodzicami dlatego też kiedy nadarzyła się okazja, a takowa była podczas obchodu, spytała lekarza co z nimi. Wysoki mężczyzna, który z pewnością miał doświadczenie gdyż wyglądał na osobę w sędziwym wieku nakazał gestem ręki usiąść Hermionie i jej babci na beżowej sofie, która była stworzona do siedzenia, gdyż obie od razu zanurzyły się w miękkim siedzeniu.
- Stan pacjentów jest niestabilny i niestety zagraża ich życiu. - Zaczął wyjaśniać, spoglądając w dokumentacje medyczną jakby to było jedyne źródło informacji.
- Przecież patrząc na nich, można od razu stwierdzić, że ich ciała są zmasakrowane i potrzebują pomocy, a nikt z tym nic nie robi. - Wtrąciła się niegrzecznie Hermiona w monolog doktora. Ten z kolei zbagatelizował nieprzyjemną uwagę patrząc w jej stronę współczującym spojrzeniem i kontynuował przekazywanie informacji na temat stanu zdrowia jego pacjentów.
- W przypadku pana Granger mamy do czynienia z połamanymi żebrami oraz z pękniętą miednicą. Niestety nie miał on szczęścia i jego funkcje życiowe, w tym wypadku układ oddechowy został naruszony i potrzebna jest wentylacja mechaniczna. - Pokazał na urządzenie, które wyglądało jak wielka pompka do wtłaczania powietrza. - Do tego z pewnością wystąpił obrzęk płuc oraz krwotok w prawej półkuli mózgowej. Tak jak Pani Granger musieliśmy ich przygotować do transfuzji krwi, gdyż stracili nawet do dwóch litrów. - Lekarz przewrócił kartkę z dokumentacji medycznej na kolejną stronę. - Pani Granger, jeśli mogę to tak nazwać miała więcej szczęścia od swojego męża. Cała moc uderzenia skupiła się na stronie kierowcy, dlatego też jej obrażenia są mniejsze niemniej jednak poważne i równie zagrażające życiu. Oprócz wielu złamań, wystąpiło jeszcze pęknięcie czaszki ciemieniowej. Metalowy pręt z balustrady przebił się przez drzwi i uszkodził lewą nerkę, niestety nie funkcjonuje ona prawidłowo dlatego potrzebna jest dializa. - Zerknął na twarze kobiet, patrząc na ich reakcje. - Muszę niestety dodać, że u obojga występuje niewydolność krążenia.
- Czyli co z nimi będzie. - Spytała z lekkim przerażeniem w głosie mama pana Granger. Doktor spodziewał się takiego pytania, wiele razy je słyszał, dlatego zawsze zachowywał spokój w głosie. Trudno było mu przekazać tak złe wiadomości, ale takie było ryzyko w tej pracy. Przecież był tylko człowiekiem, nie Bogiem ani cudotwórcą.
- Najbliższe dni będą najważniejsze. Jeśli je przeżyją powinno być już tylko lepiej. Trzeba wziąć pod uwagę dramatyczne skutki wypadku, na pewno będzie ich czekała długa droga powrotu do zdrowia. Niestety, jestem pewien, że nigdy nie będą tak sprawni fizycznie jak przed wypadkiem. - Oświadczył swoim rozmówczynią, dodając po chwili. - Natomiast jeśli ich stan się nie polepszy w ciągu najbliższego czasu, musicie panie przygotować się na najgorsze. To i tak cud, że nie zginęli na miejscu. Można stwierdzić, że Bóg nad nimi czuwał a jeśli on dał im szanse na przeżycie, my zrobimy wszystko co w naszej mocy aby im pomóc.
W rzeczywistości było to zwykłe Depulso. - Pomyślała Hermiona.
A jednak oni tu leżą, to ty powinnaś być na ich miejscu! - Powiedział cichy głos w jej głowie. Może miał on racje, może to właśnie oni powinni wysiadać z samochodu a nie Hermiona. Może to oni powinni stać obok auta podczas wypadu. Może to ich powinno odrzucić z niesamowitą mocą na trawę przy jezdni a nie ją. Może to oni powinni mieć kilka zadrapań i siniaków. Po twarzy dziewczyny spłynęła jedna niekontrolowana łza, którą od razu starła aby nikt się nie zorientował.
To niesprawiedliwe, że ja trafiłam do szpitala st. Munga tylko dlatego, że jestem czarownicą. Parę eliksirów i byłam zdrowa, a oni? Oni cierpieli w tym szpitalu, gdzie każdy czekał na rozwój wydarzeń nie próbując im pomóc.
Lekarz zajmujący się jej rodzicami rozmawiał z jej babcią a Hermiona podeszła do łóżek swoich rodziców. Ścisnęła dłoń ojca, była taka zimna i bezwładna. Spoglądnęła na jego twarz, wiele siniaków ją szpeciło, jego głowa była zabandażowana. Mimo to dziewczyna nadal widziała w nim tego przystojnego bożyszcza nastolatek z opowiadań mamy, którego zdołała usidlić na długie lata nie zważając na liczną konkurencje. Odwróciła się w stronę pani Granger nie puszczając dłoni taty. Jej włosy zostały ogolone aby nie przeszkadzały podczas różnych zabiegów na czaszce. Hermiona ucałowała ją w czubek głowy a następnie pogłaskała po policzku.
Wyjdziecie z tego, nie zostawicie mnie, jestem tego pewna! - krzyczała z rozpaczy w myślach.
Kiedy wróciła do domu wraz z babcią był już późny wieczór, obie od razu skierowały się do swoich pokoi, Hermiona do swojej sypialni a jej babcia do pokoju gościnnego. Zmęczona gryfonka nie zważając na sowę, która stała na parapecie otwartego okna, rzuciła się na łóżko i od razu została otulona ramionami Morfeusza, który życzył jej spokojnej nocy. W tym samym czasie brązowa sowa zahuczała a list z pieczęcią Hogwartu na przodzie leżał tuż obok niej. Uszatka zdegustowana ignorancją swojego odbiorcy zaczęła bawić się listem aż rozcięła go. Z jego wnętrza wysunęła się złota odznaka, z przodu widniał wielki lew, który był przysłonięty wielką, złotą literą P.
Błądząc, w poszukiwaniu czegoś godnego uwagi trafiłam do Ciebie. Otwierając zakładkę "o opowiadaniu" nie spodziewałam się, że znajdę w niej odzwierciedlenie swoich poglądów. Nie myśląc zbyt wiele wzięłam się za czytanie.
OdpowiedzUsuńWspaniale napisane! Tak, za to należy się pochwała. Składniowo, ortograficznie, interpunkcyjnie - bella fantastico, świetnie się czyta i nie można się czegokolwiek przyczepić :) Jeśli chodzi o treść - WOW. Oryginalność aż bije. Widać, że masz wszystko przemyślane. Wypadek samochodowy - niby nic, ale jednak dla Hermiony to ogromna tragedia. Nie jest żadną super-hero-women, jest córką, która traci rodziców, nie mogąc się z tym pogodzić. Z irytacją patrzy na mugolskich lekarzy, bezradna (och, jak ja doskonale znam to uczucie..). Dziwi mnie tylko jedna rzecz, do której ewentualnie mogłabym się przyczepić - dlaczego na przekór losowi, jak to panna Granger ma w zwyczaju, nie próbuje sama ratować rodziców? Jest geniuszem, zna mnóstwo zaklęć - zapewne tych uzdrawiających również. Dlaczego nie zaingeruje, gdy nikt nie patrzy, skoro jest pełnoletnia? Taka moja refleksja :)
Ogółem - jestem zachwycona, choć to dopiero początek. I cieszę się, że trafiłam na świadomą autorkę, która bierze odpowiedzialność za to, co tworzy - ukłony za to (kolejna refleksja odnośnie tego, co napisałaś we wcześniej wspomnianej zakładce - nawet Hermiona ukazana jako córka Voldemorta czy ślizgonka może być interesująca, jeśli jest dobrze napisana... z reguły nie jest) :)
Skoro już się rozpisuję to nie omieszkam zaprosić Cię do siebie i dodać, że Twoja historia ląduje u mnie w linkach :) Miałabym również prośbę - widząc ile masz oleju w głowie i jakie niebanalne podejście posiadasz do opowieści Dramione prosiłabym, abyś w wolnej chwili zagłębiła się choć trochę w moją opowieść i napisała SZCZERZE co o niej myślisz. Jestem w takiej sytuacji, że desperacko szukam profesjonalnych opinii, a Twoja bez zwątpienia taka będzie! :) I nie słodzę, a mówię prawdę.
Oczywiście ściskam, czekam na ciąg dalszy i mnóstwo weny życzę!
~ Panna Nieporozumienie
www.grangerxmalfoy-fanfiction.blogspot.com
Bardzo się cieszę, że nie jestem odmieńcem, który ma dość wygórowane oczekiwania dotyczące blogów. - Ich wyglądów, treści a przede wszystkim przesłania.
UsuńMiło mi, że chodź mały skrawek mojego zdania jest częścią Twoich poglądów. :-)
Dziękuje, za tak szczerą opinię!
Cóż, od dziecka jestem katowana na języku polskim. Szczerze, to moja pięta Achillesowa. Wypracowania - ledwo na zaliczenie przez tą ortografie, interpunkcję czy błędy stylistyczne. Dlatego staram się wiele razy czytać swoje 'małe dzieło' aby móc poprawić rażące błędy. Cieszę się, że ktoś to docenił.
Tak jak Hermiona doskonale znam uczucie, które towarzyszy nam podczas utraty kogoś bliskiego w takim wypadku. Najgorszym wrogiem jest złudna nadzieja, najlepszym przyjacielem złość, gniew na kogoś, kto przyczynił się do zabrania kogoś bliskiego z naszego życia. Czemu gniew? Bo wysysa on z ciała całą energię, wtedy kiedy powinno się być w pełni świadomym zaistniałej sytuacji, ktoś opada z sił i wegetuje. Czeka na najgorsze, a gdy ona nastąpi nie rozumie co się dzieje. Po długiej chwili, rozumie, że kogoś już nie ma. I nigdy nie wróci.
Mam nadzieję, że rozumiesz co chciałam Ci przekazać.
Hermiona nie jest jeszcze pełnoletnia. Prefektem została w 5 klasie, więc to chyba za wcześnie na pełnoletność, biorąc pod uwagę, że Harry ok. 2 lata później wraz z Zakonem zastanawia się, jak przenieść go do Nory gdyż ma swoje urodziny.
Dziękuje raz jeszcze, za tak pochlebną opinię. Mam nadzieje, że z upływem czasu nie zmieni się.
Oczywiście zaglądnę do Ciebie i wypowiem, się na temat Twojego bloga.
Pozdrawiam. :)
jejku! to jest cudowne! dlaczego ja tu wczesniej nie trafilam?
OdpowiedzUsuńPisz szybko nn!
Sciskam i dodaję do linków na swoim dramione
www.well-you-are-quite-nice-you-know.blogspot.com
Dziękuję bardzo! :)
UsuńMam nadzieję, że nie sądzisz, iż zmarnowałaś czas na czytanie R.1. To dużo dla mnie znaczy, że ktoś docenia moje starania.
Jeśli będę miała czas na pewno zajrzę.
Pozdrawiam! :)
Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award! Szczegóły u mnie: www.grangerxmalfoy-fanfiction.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco! :)
Panna Nieporozumienie
Również pozdrawiam! :)
UsuńZapowiada się świetnie i mam nadzieję, że będziesz kontynuować prowadzenie bloga ;) Chciałabym zobaczyć, jak Hermiona będzie się zachowywać w Hogwarcie i jak potoczą się losy jej rodziców.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dimi,
halfofdim.blogspot.com
Oczywiście, że blog będzie kontynuowany! :)
UsuńBardzo się cieszę, że skomentowałaś pierwszy rozdział, to dużo dla mnie znaczy. Uczynię ile będę wstanie, żeby Cię nie zawieść co do kolejnych rozdziałów.
Pozdrawiam! :)
Na Twojego bloga zajrzę przy pierwszej wolnej chwili :)
Witaj, od razu można zauważyć, że długo nad nim pracowałaś. Zrobiłaś kawał starannej roboty. Na razie widzimy wydarzenia z perspektywy Hermiony i jej rodziny. Świetnie, że skupiłaś się na nich, co w większości Dramione ich wątek jest zwykle starannie ominięte. Jak na razie nie wygląda dla nich różowo. Może Hermiona coś jeszcze zdoła wykombinować.
OdpowiedzUsuńTak, rozdział pierwszy powstawał najdłużej. Bardzo chciałam aby przyciągnął wielu czytelników, którzy zapragną więcej. Mam nadzieje, że mi się udało. :)
UsuńW wielu blogach występuje prosty schemat Dramione, miłość i nic więcej. Niestety w dojrzałym związku występują też osoby trzecie i ich problemy. Rodzina, przyjaciele nawet na naukę trzeba poświęcić czas. Dlatego postanowiłam skupić się również na otoczeniu Hermiony jak i jej samej.
Niestety jestem pesymistką, więc różnie mogą się potoczyć losy naszych bohaterów. Lecz ... fortuna kołem się toczy, czyż nie ? :)
Pozdrawiam, Miłego dnia ! :)
Masz jeszcze jakieś inne blogi? Super piszesz :)
OdpowiedzUsuń