czwartek, 23 października 2014

Rozdział II

Hermiona poczuła lekkie szarpnięcie kiedy pociąg zwolnił, dotarli do celu podróży. Przez okna wagonów rozpościerał się widok stacji w Hogsmeade, która nie różniła się niczym od tych niemagicznych stacji. Na wybrukowanym peronie gdzie w dużych odległościach stały wysokie, czarne lampy, stał gajowy a zarazem klucznik Hogwartu- Rubeus Hagrid. Był to pół czarodziej pół olbrzym, który co roku zwoływał do siebie zdezorientowanych pierwszorocznych. Kiedy pociąg stanął w miejscu, grupa nowych uczniów przepychała się w kierunku drzwi aby ruszyć na spotkanie ku nieznanej przygodzie. Drzwi otwarły się z lekkim zgrzytem co wywołało w pierwszoklasistach jeszcze większą determinacje do jak najszybszego wydostania się z pociągu. Na zewnątrz wylewały się chmary uczniów Hogwartu. Ktoś popchnął Rona tak, że prawie wypadł z wagonu upadając na ziemie. Jego możliwość szybkiego spotkania się z twardym gruntem zaprzepaściła Hermiona, która chwyciła go za rękę. Rudzielec odwrócił się z groźną miną szukając sprawcy całego wybryku. Przed nim stał uśmiechający się arogancko piegowaty chłopczyk o kruczoczarnych włosach oraz lekko zadartym nosem. Kiedy Ron go zobaczył czerwień z jego twarzy zeszła i ustąpiła lekkiemu uśmiechowi. Gryfon też bardzo przeżywał swoje pierwsze spotkanie z Hogwartem, jego bracia naopowiadali mu głupot odnoście ceremonii przydziału w które uwierzył. Przecież walka z trollem jako sprawdzenie umiejętności pierwszoklasistów a następnie umieszczenie ich w odpowiednim domu to nic strasznego.
- Posuń się rudy! - Krzyknął piskliwym głosem chłopczyk. Zaskoczony Ron znieruchomiał na chwilę, zebrał swoją szczękę z podłogi, która mu opadła na widok zachowania dziecka.
Przecież on miał nie więcej niż sześć cali a już był taki niegrzeczny.
Ktoś za jego plecami zachichotał. Gryfon od razu przybrał karcące spojrzenie i uniósł dumnie głowę pokazując na swoją odznakę prefekta.
- Wiesz do kogo mówisz? - Spytał kucając tak aby być na wysokości jego oczów. - Gówniarzu. - Położył mu rękę na włosach a następnie zaczął je czochrać we wszystkie strony. Hermiona od razu go upomniała lecz nie mogła uwierzyć w to co się stało po chwili. Chłopczyk wzruszył ramionami a następnie z szelmowskim uśmiechem strzepał rękę Rona ze swojej głowy.
- Nie wiem. A skoro nie wiem nie jesteś nikim ważnym. - Pokazał mu język a kiedy zrównał się z nim z wyraźnym zamiarem nadepnął mu na stopę z całej siły tak, że w oczach Rona pojawiła się łza.
- Ty mały.. - Już zabierał się za wyzywanie pierwszoklasisty lecz nie zdążył bo sześciocalowe wcielenie zła zeskoczyło z ostatniego schodka prowadzącego do drzwi wagonu. Prefekt westchnął zrezygnowany. - Typowy ślizgon. - Mruknął a Padma obdarowała go pokrzepiającym uśmiechem.
Na skraju lasu, który oddzielał stacje w Hogsmeade od Hogwartu, stały zaparkowane w rządku powozy. Hagrid zabrał pierwszorocznych w głąb lasu aby następnie przepłynęli łódkami jezioro podziwiając z daleka monumentalny zamek z wieloma basztami i wieżyczkami. Natomiast starsze roczniki co roku podróżowali karocami, które według większości uczniów nie posiadały zaprzęgu tylko były zaczarowane dlatego pchały się same. Przed prefektami stały dwa wolne powozy w których były po cztery miejsca. Obok Rona i Hermiony usiedli puchoni natomiast w drugim znaleźli się ślizgoni i krukoni, to ci drudzy zamykali orszak składający się z powozów. Anthony Goldstein był ostatnią osobą, która usiadła na miejscu w tym samym czasie karoce ruszyły w stronę Hogwartu. Dookoła nich słychać było upiorne odgłosy nocnej natury, która dominowała w lesie. Jak na wrześniową noc było dość zimno, niekiedy podczas rozmów między uczniami w powietrzu było widać parę wydobywającą się z ich ust. Hanna lekko dygotała na co Erni zaśmiał się w najlepsze.
- Zawsze musi być ci zimno? - Spytał, przytulając ją do siebie a następnie obdarzając przyjacielskim uśmiechem.
- Nie moja wina Macmillan! - Dała mu kuksańca w bok i wtuliła się w ciepłe ramię jej najlepszego przyjaciela.
Więź, która połączyła ich tworząc mocno przyjacielskie relacje powstała już podczas ich pierwszej podróży do Hogwartu. Erni siedział w przedziale wraz z grupką nowo poznanych kolegów, w szybie drzwi oddzielającej przedział od korytarza ujrzał niską dziewczynkę z wysoko upiętą, blond kitką na czubku głowy. Jeden z nowych kolegów otworzył drzwi i szydził z dziewczynki, której oczy od razu się zaszkliły. Zaczęli wyzywać ją od mazgaj i beks na co Hanna zahaczyła szatą o klamkę drzwi. Od razu uciekła rozrzucając swoje karty po podłodze korytarza. Erni bez zastanowienia nawrzeszczał na kolegów, którzy zmieszali się wiedząc, że źle postąpili.
- Wrócę tu z nią a wy ją przeprosicie! - Warknął w stronę pozostałych chłopaków. Nikt nie zaprzeczył, wiedzieli, że ten chłopak ma coś w sobie co pozwalało mu na dominowanie nad innymi. Macmillan wyszedł z przedziału zbierając po drodze dość liczną kolekcję kart czarodziejskich, wraz z ostatnią kartą trop prowadzący do dziewczyny zniknął. Odwrócił się i natknął się na drzwi prowadzące do damskiej toalety. Jak na jedenastoletniego chłopaka było to miejsce tortur, całkowicie zakazane i odizolowane od męskiego grona uczniów. Dziewczyny są ble ich toalety tym bardziej. Erni westchnął i zapukał do drzwi.
Nic nie wybuchło, nikt nie krzyczy a to dziwne. 
- Zajęte! - Było słuchać tylko ciche pojękiwanie i szlochanie.
- Wyjdź, proszę. - Powiedział z zatroskaniem w głosie. - Mam twoje karty, wypadły ci. - W jednej sekundzie drzwi się otworzyły. Twarz Hanny wyglądała jak czerwony balon, oczy jej napuchnęły, nos był czerwony a policzki zaróżowione. Po kitce, którą miała nie było już śladu teraz jej włosy opadały na ramiona. Dziewczyna w mgnieniu oka wyrwała chłopakowi karty i z powrotem zamknęła drzwi.
- To było niegrzeczne. - Mruknął do siebie, wzruszył ramionami i odszedł. Po chwili słyszał za sobą tupot, który zmierzał w jego stronę. Mimowolnie się odwrócił i zobaczył przed sobą blondynkę.
- Dziękuję. - Powiedziała zmieszana i patrzyła na jego reakcje.
- Teraz pocałuj się w nos. - Zirytował się Erni. - Ja do ciebie z pomocną dłonią a ty zachowujesz się jak niewychowana smarkula. - Krzyknął w jej stronę, Hanna znowu na dobre się rozpłakała a chłopak żałując swoich ostrych słów poklepał ją po ramieniu.
- Myślałam, że przyszedłeś się ponabijać i ukradniesz mi karty. - Wychlipiała i popatrzyła na chłopaka.
- Ukraść to nie, ale chętnie się wymienię. - Wyszczerzył się w jej stronę. - Widziałem parę interesujących powtórek. - Powiedział a jego oczy się zaświeciły z zaintrygowania.
Od tego wydarzenia minęło parę lat a ich starsze kopie dalej wymieniają się czarodziejskimi kartami pogłębiając ich szkolną przyjaźń.
Gdzieś w oddali zahuczała sowa a w krzakach zaszeleściło. Pansy postanowiła wykorzystać nadarzający się moment i złapała Draco za rękę udając, że się przestraszyła. Draco westchnął
- Pansy, proszę cię od kiedy boisz się - Spojrzał na zwierzę, którego łeb wyłonił się z krzaków. -  sarny? - Zdusił w sobie śmiech odkaszlując lekko. Dziewczyna puściła jego rękę.
- Przepraszam. - Ślizgonka zarumieniła się i nie spojrzała w stronę Malfoya aż do końca podróży.
Skąd miałam wiedzieć, że tam jest sarna! 
Usiadła tak, że mogła podtrzymywać dłonią brodę, patrzyła gdzieś w gąszcz lasu.
Liczyłam na jakąś, choćby i salamandrę!
Hermiona wpatrywała się w najokropniejszą istotę jaką kiedykolwiek widziała dopóki nie poczuła na swoich plecach czyjegoś spojrzenia. Odwróciła głowę patrząc wprost na ślizgona, który bezceremonialnie pokazał jej środkowego palca z szelmowskim uśmiechem na twarzy.
Palant.
Oburzona gryfonka wróciła do obserwowania wychudzonego stworzenia. Jego skóra była czarna i lśniąca, spod niej było widać prawie cały szkielet zwierzęcia. W poprzednich latach była przekonana, że są to zaczarowane powozy. Pewnego razu Harry ją spytał czy widzi te zwierzęta, które są zaprzężone do karoc, odpowiedziała, że nic nie widzi. Teraz wie dlaczego wtedy miał tak przestraszone spojrzenie. Orszak minął wielką bramę, gdzie po jej obu stronach stały kolumny z skrzydlatymi dzikami. Hermiona wykorzystała ostatni moment i spojrzała na zwierzę. Jego głowa wyglądała jak ta z którą walczył Harry podczas Turnieju Trójmagicznego
Smok. 
Spojrzenie stworzenia było puste jakby było zahipnotyzowane, nie miał on zielenic a oczy od czasu do czasu zakrywała opadająca niesfornie grzywa. Hermiona westchnęła w myślach.
Dziesięć miesięcy nauki na pewno pozwoli mi na oderwanie się od problemów związanych z wypadkiem. 
Wszyscy wysiedli z powozów a chmura szpiczastych, czarnych tiar zmierzała ku drzwiom prowadzących do wielkiej sali. W oddali słychać było rozmowę Rona z Ernim na temat Quidditcha a niekiedy wtrącającą się Padmę, która z pewnością nie miała pojęcia o czym oni mówią. Hermiona była zasmucona, gdyby któryś z jej przyjaciół zachowywałby się tak jak ona z pewnością zauważyłaby, że coś jest nie tak i wypytywałaby o powody zmartwień. A Ron? W ogóle się nie przejmował jej skrytością i małomównością.
Hipokrytka. Przecież właśnie o to mi chodziło.
- To testrale. - Usłyszała za sobą męski głos. Odwróciła się do tyłu i nie zwalniając kroku posłała mu pytające spojrzenie. Draco westchnął z politowania.
- Stworzenia, które ciągną powozy z Hogsmeade do Hogwartu to testrale. - Powiedział z takim spokojem w głosie jakby tłumaczył po raz setny dwuletniemu dziecku co to różdżka.
- Skąd wiesz, że je widziałam? - Spytała z zdezorientowaniem. Draco uśmiechnął się z pewnością nieszczerym uśmiechem.
- Jak ktoś patrzy przez całą podróż w jeden punkt przed siebie, to albo musi się czymś zainteresować albo jest pierdolnięty. - Wzruszył ramionami. - U Ciebie te dwie hipotezy mogą występować ale postanowiłem zaryzykować i postawić na pierwszą.
Draco wyminął ją a Hermiona poczuła na sobie silne uderzenie.
- Jak chodzisz Łamago? - Krzyknęła w jej stronę Pansy strzepując z siebie niewidzialny pyłek. - Fu, szlamowaty śluz. - Zaśmiała się na co gryfonka przewróciła oczami i skierowała się do stołu gdzie siedzieli jej przyjaciele z domu lwa. Postanowiła usiąść tak aby siedzieć naprzeciw Rona i Harrego, gdyby była obok nich na pewno by wypytywali ją o rany na twarzy a tak miała pełny spokój. Sala była utrzymana w typowo hogwardzkim stylu. Podłoga była wykonana z oszlifowanego kamienia, ściany również a nad głowami uczniów siedzących wzdłuż czterech stołów fruwały zaczarowane świeczki, które przysłaniały sklepienie. Sufit wyglądał jakby w ogóle go nie było, zawsze przybierał formę nieba, które właśnie się nad nim znajdowało. Dziś było pochmurno tylko gdzieniegdzie było widać pojedyncze gwiazdy. Na podwyższeniu stał stół prezydialny przy którym siedzieli nauczyciele. Całość dopełniała złote talerze i kielichy oraz duchy, które fruwały po Wielkiej Sali lub usiadły na wolnych miejscach aby wysłuchać przemówienia Dumbeldora, które rozpoczęło się zaraz po ceremonii przydziału.
- Moi kochani, witajcie! - Powiedział wysoki mężczyzna ubrany w fioletową szatę, którą gdzieniegdzie zdobiły złote gwiazdy i półksiężyce. Podrapał się po brodzie, która sięgała mu do połowy torsu. - Cieszę się, że po raz kolejny widzimy się w tak licznym gronie. Widzę tu sporo nowych twarzy ale i tych, które są tu od paru lat - Spojrzał na każdy stół i odchrząknął. - Zanim przystąpimy do uczty chciałbym dodać parę słów:  Ważka, Grzmot, Różdżka, Kot! Wcinajcie, smacznego! - Usiadł na swoim miejscu a po sali rozniósł się okrzyk zachwytu. Na stołach pojawiły się wszystkie możliwe dania, od tych wegańskich aż po jarskie po przez typowo mięsne. Hermiona nie była głodna ale musiała coś zjeść żeby nie wzbudzić podejrzeń, niestety coś leżało na jej złotym talerzu i nie mogła nałożyć sobie faszerowanych cukinii. Gryfonka od razu otworzyła mały zwój papieru.

"Spotkanie prefektów odbędzie się tuż po odprowadzeniu pierwszorocznych do ich dormitoriów. 
Hasło na ten rok to: Mały Rycerz. 
Smacznego!"

- Ron! - Krzyknęła Hermiona, kiedy zauważyła, że ten nie zdjął swojego liściku i położył na nim befsztyk. Ten popatrzył na nią zdziwiony a następnie na swój talerz.
- Co to? - Spytał i wyjął kartkę, która doszczętnie była przesiąknięta tłuszczem z mięsa. Hermiona pokiwała z dezaprobatą głową i zajęła się swoim jedzeniem.
Kiedy uczta dobiegła końca, prefekci mieli za zadanie odprowadzić pierwszoklasistów do ich pokoi wspólnych. Ron i Hermiona zwołali nowych gryfonów i ruszyli z nimi w stronę schodów. Gryfonka z chęcią odpowiadała na zadawane im pytania na co Ron przewracał oczami.
- To jest portret Grubej Damy. - Wskazała ręką na obraz kobiety ubranej w różową sukienkę. - Tylko przez to wejście dostaniecie się do pokoju wspólnego Gryffindoru, jeśli zapomnicie hasła będziecie musieli czekać, aż przyjdzie ktoś kto je zna. - Uśmiechnęła się lekko.
- Ona zawsze tak lubi gadać. - Mruknął Ron na co paru pierwszoklasistów zachichotało. - Po prostu hasło to Mały Rycerz. - Powiedział, zwracając się ku portretowi.
- Zgadza się, witam nowych uczniów. - Powiedziała grubym głosem kobieta z obraza, który po chwili się uchylił ukazując mały korytarz prowadzący do pokoju wspólnego. Było to okrągłe pomieszczenie z wieloma kanapami i krzesłami utrzymany w szkarłatnych kolorach.
- Pokój dziewczyny jest tam - Wskazał na drzwi do których prowadziły schody. - Chłopaków po drugiej stronie. - Wszystkie dormitoria znajdowały się w wieżach dlatego do każdego prowadziły schody. Ron z zastanowieniem dodał. - Nie radze wam - zwrócił się do chłopaków. - chodzić do żeńskiego dormitorium. Nie uda wam się to, będziecie mieli tylko problemy. Wiem z własnego doświadczenia. - Po pokoju rozniósł się śmiech.
- Zmykajcie. - Powiedziała z uśmiechem na twarzy. - Powodzenia jutro! - Rzuciła przez ramie Hermiona wychodząc z pokoju wspólnego i kierując się w stronę gabinetu dyrektora. Po drodze minęła wykorzystujących brak ciszy nocnej uczniów, którzy opowiadali sobie o wakacjach. Nie spotkała kotki Panią Norris co ją zdziwiło.
Może w końcu zdechła.
Kiedy stanęła ujrzała posąg chimery, który od razu ożył.
- Hasło. - Powiedział groźnie.
- Pistacjowe różdżki. - Posąg obracał się w okół własnej osi zanurzając się w podłodze. Przed nią nie stała już chimera lecz drewniane drzwi, które były uchylone. Gryfonka ruszyła schodami do góry, wchodząc do owalnego pomieszczenia, które było pełne portretów i regałów z książkami.
- Dobry wieczór Hermiono! - Usłyszała głos dyrektora dobiegający zza regałów. - Jesteś pierwsza, jak mniemam zapewne nie bez powodu. - Dodał, wskazując dziewczynie miejsce aby usiadła.
- Tak, panie dyrektorze. - Odpowiedziała siadając na jednym z ośmiu krzeseł. - Chodzi o moich rodziców.
- Twoich rodziców? - Brwi Dumbeldora uniosły się do góry. - Przepraszam, mów dalej. - Podał jej miseczkę z czekoladowymi żukami lecz Hermiona uniosła lekko dłoń na znak odmowy.
- Dziękuję, nie przepadam za nimi. - Dumbeldor odłożył naczynie na biurko a sam wziął parę żuków. - Nie rozumiem czym jest pan zdziwiony, panie dyrektorze. Przecież oczywiste, że dyrektor takie rzeczy wie. - Powiedziała w spokoju mimo przeszywającego spojrzenia, które czuła na sobie.
- Ah, tak.- Mruknął. - Wybacz, wiem o wszystkim. Straszne, straszne... - Powtarzał parę razy kręcąc głową. - Moje wyrazy współczucia panno Granger. Lecz nie rozumiem - Hermiona przerwała wywód Dumbeldora wstając z krzesła i opierając się rękoma o blat biurka.
- Dlaczego Mung mnie uleczył a ich wysłali do zwykłego szpitala? O ile wiem to rodziny czarodziejów mają pewne przywileje! - Krzyknęła w stronę starca.
-Hermiono.
- A oni? Zostali potraktowani jak ludzie gorsi od nas. W imię czego zostali wysłani na pewną śmierć?
-Hermiono.
-Nie mają szans na normalne życie bez magii!
-Panno Granger. - Głos dyrektora przybrał na mocy. - Nie sądzi pani, że to przesada? Rozumiem, rozgoryczenie robi swoje, ale proszę pomyśl. - Popatrzył nad nią. - Twoje rany wewnętrzne zostały uleczone, wizualne nie. Dlaczego?
- Żeby nie zwrócić żadnych podejrzeń. Gdyby ich uzdrowiono i następnego dnia spacerowali ulicami Londynu, to rozniosłoby się po całym mieście. - Mruknęła patrząc na feniksa znajdującego się w rogu pomieszczenia.
- Dokładnie. Hermiono, w niektórych sytuacjach nawet uzdrowiciele są bezradni. A medycyna ludzi niemagicznych czasami bywa lepsza niż nasza. Uwierz mi, że lekarz czy uzdrowiciel, każdy z nich zrobi wszystko aby pomóc chorym.
- Ale umierają. - Powiedziała cicho odwracając głowę.
- Na pewno z tego wyjdą. Pan Malfoy i panna Parkinson z pewnością podzielają moją opinie, prawda? - Spojrzał na drzwi z których wyszli ślizgoni.
- Przepraszamy, nie słyszeliśmy całej rozmowy. - Powiedziała zmieszana Pansy.
- Nie wiedzieliśmy czy możemy wejść, słyszeliśmy jakieś krzyki kiedy byliśmy na schodach. - Mruknął Draco na co Dumbeldor machnął ręką.
- Siadajcie, siadajcie. Zaraz przyjdzie reszta. - Uśmiechnął się w stronę trójki prefektów. - Słyszałem, że wybrałaś się na wakacje do Dublinu? - Przyglądnął się Pansy i podał jej miseczkę z żukami. Panna Parkinson wzięła jednego z lekkim uśmiechem na twarzy i kiwnęła potwierdzająco ręką.
- Tak, spędziłam wakacje z rodzicami w rezydencji siostry mojej mamy. - Zaczęła opowiadać o magicznej stronie Dublina a sala powoli zapełniała się prefektami.
- Dobrze skoro już jesteśmy wszyscy pora omówić najważniejszą kwestię. - Klasnął w ręce i wyciagnął mały pozłacany kuferek z szuflady biurka.
- O co chodzi panie dyrektorze? - Spytała Hanna spoglądając na swojego przyjaciela ze zdziwieniem na co ten wzruszył ramionami.
- Proszę abyście wszyscy podeszli i wyciągnęli po jednym woreczku. - W okół biurka zebrało się ośmioro uczniów, patrząc w wyczekaniem na złoty przedmiot. - Może pierwsza panna Padma, wyciągnij woreczek ale go nie otwieraj. - Mrugnął do niej. Padma otworzyła sakiewkę a w niej znajdowało się cztery czarne woreczki. Wyciągnęła woreczek leżący najbardziej z kraja. - Panno Abbot, zapraszam. - Puchonka wzięła woreczek, następnie uczyniła to Pansy i Hermiona. Męska część prefektów czekała na część, która miała dotyczyć ich. - Oh panowie, panie mają pierwszeństwo, to one decydują. - Zaśmiał się. - Otwórzcie swoje woreczki.
Pansy jako pierwsza otworzyła woreczek, spojrzała na jego dno i zatopiła w sakiewce dłoń. Wyjęła wiele małych jajeczek, zapewne kruka. Z których po chwili wykuły się niebiesko-brązowe literki, które ułożyły się w powietrzu w napis - Anthony Goldstein i znikły. Parkinson spojrzała na chłopaka obojętnym spojrzeniem a krukon uśmiechnął się do niej z lekkim błyskiem w oku.
Następna była Padma Patil, otworzyła swoją sakiewkę a z jego środka wydobył się ryk lwa. Po chwili z jego wnętrza wydostała się ożywiona figurka lwa, która spoczęła na dłoni krukonki. Dziewczyna, pogrzebała jeszcze chwile w woreczku i wyjęła z dna mały medalion z imieniem i nazwiskiem gryfona - Ron Wesley.
- Słodziak musiał sobie go zdjąć. - Zachichotała Padma patrząc na Rona. Na co ten mruknął coś niezrozumiale w stronę Hermiony. Kolejną osobą, która otworzyła magiczny przedmiot była Hanna. Hermiona wstrzymała oddech.
Albo Macmillan albo Malfoy.
Jej niewiedza szybko została rozchwiana toteż z woreczka Hanny wyfrunęły żółto czarne romby, które po chwili rozpłynęły się w powietrzu. Puchonka wyciągnęła z środka złotego borsuka, który miał w okół szyi czarną zawieszkę. Na jej przodzie było napisane Erni Macmillan.
Hermiona jęknęła w myślach nie patrząc w stronę Dracona. Otworzyła swój worek a z jego środka powypadały srebrno-zielone perły, które porozbijały się o podłogę przy okazji wypuszczając ze swojego środka białą mgłę, która nad głową gryfonki stworzyła mistyfikacje skóry węża na której na środku widniał napis Draco Malfoy.

7 komentarzy:

  1. Rozdział cudowny. Dużo się dzieje. Nie ma błędów, pięknie budujesz akcję. Całość czyta się bardzo przyjemnie. Ale...
    Mam małe ale:)
    Mianowicie rozmowa z Dumbledore. Po pirwsze... Nie wierzę, że poczciwy dyrektor tak ją poprowadził. Po drugie...
    Wytłumaczenie, czemu rodzice Hermiony nie mogli być leczeni w Mungu moim zdaniem nie było zbyt...wiarygodne (mimo iż w zupełności rozumiem, że oni NIE MOGLI być leczeni magicznie dla fabuły opowiadania).
    Przecież Hermiona również mieszka w świecie mugolskim, więc również mogło się wydawać dziwnie dla innych niemagicznych, gdy po wypadku spacerowała po Londynie... Więc i tak ryzyko podjęto.
    Pozatym, nawet JEŚLI rodzice byli groźniej ranni, jestem pewna, że przecież czarodzieje nie są głupi, mogliby pozostawić ich dłużej w Mungu, ustalić, by nie wychodzili z domu na czas "rekonwalestencji"... No, ale jak już mówiłam- wybaczam, bo wiem, że dla fabuły było konieczne, by oni nie leczyli się u czarodziejów...
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że to zauważyłaś. Niestety nie umiem wejść w postać tak wspaniałej osobistości jaką jest dyrektor Hogwartu. Jego geniusz jest tak perfekcyjnie wykreowany przez J.K. Rowling, że cudem by było gdybym ja - dość przeciętna dziewczyna mogła dorównać temu mistrzostwu. Postaram się, wszystko wyjaśnić w najbliższych rozdziałach, a także postaram się bardziej wczuwać w moich bohaterów. Mam nadzieję, że najbliższy czas wpłynie na to pozytywnie, gdyż właśnie próbuje, z trudem lecz próbuje, odnaleźć się w poszczególnych postaciach.
      Dziękuję, za tą opinie, daje mi do myślenia.
      Gorąco pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Zgadzam się z poprzedniczką. Też mi się to rzuciło w oczy i na przyszłość powinnaś zwracać na takie szczegóły uwagę. Poza tym budujesz naprawdę wspaniale akcję. Już nie mogę się doczekać interakcji naszych bohaterów. :)
    P.S. Wyłącz weryfikację obrazkową.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, za sugestię co do weryfikacji. Jestem tutaj od niedawna dlatego, brak czasu i wiele zakamarków w bloggerze płatają mi figle. Zapewne widać, iż jestem nowicjuszką nawet po tym dość mało urodziwym szablonie własnej roboty. Mam nadzieję, że nie zawiodę Ciebie, mildredred i kolejne rozdziały przybliżą was do wyjaśnienia kwestii leczenia rodziców Hermiony.
      Pozdrawiam z całego serca! :)

      Usuń
  3. Podoba mi się, że używasz wielowątkowości. Dzięki temu nie skupiam się tylko na głównym bohaterze. Oby tak dalej ;)
    Pozdrawiam,
    Dimi
    halfofdim.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie o to mi chodziło, żeby to opowiadanie nie było tylko jednym z wielu Dramione w które jest tylko nastawione na miłość i nic więcej. W około Hermiony żyje wiele ciekawych postaci z którymi pragnę poeksperymentować. Mam nadzieję, że następny rozdział spodoba się jeszcze bardziej niż ten, gdyż będzie tam dużo wątków podocznych.
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  4. Weszłam tu podczas poszukiwań jakiegoś dobrego, skończonego opowiadania i normalnie nie zwracam uwagi na layout, ale jako przyszłą webmasterkę Twój aż mnie poraził. Generalnie jest fenomenalny, kolory świetnie dobrane, ale komentarz pisze dlatego, że dla dobra swoich czytelników powinnaś zmniejszyć przezroczystość tła pod postem, albo przesunąć go nieco w dół, tak by nie nachodził na zdjęcie w nagłówku, bo odczytywanie jasnych liter na miejscowym jasnym tle jest bardzo uciążliwe. Pozdrawiam serdecznie i życzę mnóstwa weny :)

    elle

    OdpowiedzUsuń

Liczę na szczera opinię, to naprawdę karmi nienajedzoną wenę