poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział III

- Wakacje w Irlandii. - Powiedział z zaintrygowaniem Goldstein wpatrując się w dziewczynę idącą koło niego. Jej kruczoczarne włosy zlewały się z tłem stanowiącym ciemne ściany Hogwartu. Kontrastem do całości była jasna, wręcz mleczna karnacja ślizgonki. Większa część męskiego grona uczniów sądziła, że jest to kobieta o wrednym charakterze i dość przeciętnej urodzie. Mniejsza uważała ją za typową ślizgonkę. Natomiast uczennice ze współczuciem wpatrywały się w jej mało owocne poczynania względem pewnego ślizgona. Dziewczyna spojrzała zdziwionym wzrokiem na krukona.
- No taaak. - Ciągnęła mozolnie swoją wypowiedz. - Byłam u rodziny od strony mamy.
- Ah. - Jęknął z fascynacją w głosie. - Państwo Campbellowie. Osobiście ich nie znam gdyż podczas pewnego bankietu w tamtych stronach byłem... cóż, niedysponowany. - Wyjaśnił powoli. - Lecz słyszałem, że jest to bardzo wyrafinowana oraz szanowana rodzina w świecie czarodziejskiej arystokracji.
- Tak. - Mruknęła od niechcenia Pansy. - Cioci Elżbiety nic nie przebije.
- Więc pani Cambell ma na imię Elżbieta, piękne starodawne imię. - Westchnął spoglądając we wszystkie strony rozanielonym wzrokiem.
Na Merlina! Ja też mam manie dotyczącą czystości krwii ale on to już przesada. Salazarze błagam, mam nadzieje, że nie jestem podobna do niego.
-Próbujesz się podlizać, wkupić w łaski czy po prostu chcesz mnie wkurzyć? - Warknęła w stronę krukona. Anthony rozłożył ręce w geście poddania się.
- Broń cię Roweno! Tylko chciałem być miły. - Uśmiechnął się niepewnie w stronę ślizgonki. Pansy przewróciła oczami.
Ta jasne.

Draco opierał się nonszalancko o balustradę schodów wpatrując się w gryfonkę, która stała parę stopni wyżej od niego. Na twarzy Hermiony dominowały syndromy zmęczenia - niezdrowo fioletowe sińce pod oczami nie były tak straszne jak ta pustka i obojętność, która zdominowała jej niegdyś radosne spojrzenie. Kiedy zrównała się z ślizognem nie zaszczyciła go żadnym spojrzeniem czy nawet kąśliwą uwagą w jego kierunku. Dracona to zirytowało, czy ona musiała psuć ich tradycje? Ciągłe dogryzanie sobie było ich rytuałem, który obowiązywał wtedy gdy widzieli się już od dwudziestu stóp.
- Na Salazara, Granger. - Westchnął. - W tym momencie wyglądasz potwornie, normalnie gorzej niż zazwyczaj. Barbarzyństwem było by gdyby ktoś teraz ci dogryzał. No ale - Wzruszył ramionami. -  ja jestem Malfoy a ty szlama Granger i nie wyobrażam sobie aby było inaczej.
Hermiona puściła te uwagi mimo uszów. Nie miała ochoty na droczenie się z nim. Nie miała na to siły. Gdyby Draco Malfoy byłby wstanie pomóc jej rodzicom wyzdrowieć poprosiłaby go o to. Błagałaby na kolanach. Duma. Jaka duma, czy ona jest ważniejsza od życia ukochanych?
Nie
Poprawiła kosmyk włosów, który wysunął się z kucyka, wkładając go za ucho. Westchnęła i spojrzała na ślizgona. Jego ta cała sytuacja bawiła. Którego ślizgona nie radowałby widok gryfona na skraju wytrzymania. Wroga, który jest teraz łatwiejszym celem do zniszczenia niż mysz dla kota, którzy znajdują się w jednym pomieszczeniu.
- Patrol. - Powiedziała Hermiona łapiąc w dwa palce nasadę nosa. Od natłoku wydarzeń rozbolała ją głowa. Draco ruszył w stronę sali wejściowe a następnie otworzyły się przed nim wielkie, drewniane wrota. Pierwsze co ich spotkało podczas wystawienia nosa za ciepłe mury Hogwartu, to dokuczliwy chłód. Wiatr niemiłosiernie huczał w uszach a zimne powietrze stawiał opór na ich ciała. Hermiona oplotła się rękoma na poziomie talii w nadziei, że będzie jej cieplej. Nie wiedziała, że czeka ją wyjście na błonia, dlatego też ubrana była w zwykły strój szkolny. Draco uśmiechając się w triumfie poprawiając swój, zapewne bardzo ciepły sweter i zaczął nucić pod nosem cichą melodię, tak, że szelest wiatru ją stłumił. Poirytowana gryfonka przyśpieszyła kroku pragnąc jak najszybciej znaleźć się za drzwiami Hogwartu, w którym mogłaby się rozkoszować przyjemną temperaturą powietrza dla ciała.
-Halo, hala narwana lwico. - Draco zacmokał w jej kierunku tak jakby chciał uspokoić zbyt szybko galopującą klacz. Hermiona przystanęła o dwa kroki dalej od niego ale nie odwróciła się w jego stronę. - Mamy Pa-tro-lo-wać. -  Powiedział akcentując każdą sylabę. - Czyli rozglądać się i iść na tyle wolno aby móc zwrócić na wszystko uwagę.
Jak można do niego żywić jakieś pozytywne emocje! Na Godryka, jeszcze słowo a zabije!
-A ty co robisz? Zaniedbujesz swoje obowiązki. - Chwycił się teatralnie za brodę i zaczął palcem wskazującym stukać o swoje usta tak jakby zaczął intensywnie myśleć. - Może to zgłoszę.
Jedno słowo a rozerwę na strzępy.
- Wtedy by cię wywalili a ja bym sobie poradził bez ciebie. - Po jego głosie można było stwierdzić, że w tej chwil perfidnie śmieje się w plecy Hermiony.
Słówko i tępy nóż z pracowni Snape będzie narzędziem mordu.
Przecież ja to tak jak milion twoich kopi. - Dodał.
Gryfonka zacisnęła ręce w pięści, wzięła głęboki oddech i odwróciła się w stronę Malfoya patrząc wyzywająco w jego oczy. Szybko pokonała dzielącą ich odległość, na jej policzkach zagościły czerwieniące się od złości wypieki.
Nie sprowokujesz mnie.
Wzięła głęboki wdech przymykając oczy i znowu spojrzała w stronę chłopaka.
- Muszę wysłać list. - Odwróciła się na pięcie i żwawym krokiem zmierzała w stronę sowiarni. Nie wiedziała czy ślizgon idzie za nią gdyż wiatr uniemożliwiał jej usłyszenie jakiegokolwiek szelestu za plecami. Kiedy przed rozpoczęciem uczty w Wielkiej Sali zmierzała ku stołu należącego do gryfonów patrzyła w niebo, które było prawie całkowicie przychmurzone. Teraz wiatr przegonił wszystkie szare, kłębiaste chmury ustępując miejsca kaskadzie małych kropek, które jarzyły się na tle nieprzeniknionej ciemności sklepienia. Hermiona wyciągnęła z kufra, stojącego koło drzwi sowiarni, zwój pergaminu oraz pióro z atramentem. Już miała zacząć pisać kiedy za jej plecami usłyszała trzask drzwi na co parę sów zahuczało z wyraźnym niezadowoleniem.
- Granger. - Wysyczał Draco. Hermiona nie zaszczyciła go żadnym spojrzeniem tylko zamoczyła pióro w kałamarzu i zaczęła skrobać po pergaminie.

Kochana babciu,
wiem, że sowa na oknie Cię zdziwi, ale kiedy ujrzysz pieczęć Hogwartu domyślisz się, że to list ode mnie. Sowa nie odleci dopóki nie odpiszesz albo nakażesz jej wrócić. Proszę opowiedz mi co u

- Won mi z tym nosem! - Krzyknęła w stronę ślizgona, który wpatrywał się w pergamin. - To moje prywatne wiadomości. - Zasłoniła list ręką oraz nachyliła nad nim do granic możliwości i kontynuowała.

rodziców. Strasznie się o nich martwię, mam nadzieje, że wszystko będzie dobrze. Jak się trzymasz Babciu? Jestem pewna, że doskonale sobie radzisz, gdyby Cie coś trapiło pamiętaj, że masz mnie i zawsze możesz mi o wszystkim powiedzieć. Mam nadzieje, że będziemy korespondować regularnie. 
Twoja wnuczka, 
Hermiona 
Ps. Pamiętaj, żeby nakarmić sowę. Woda w miseczce i jakieś krakersy jej wystarczą. List przywiąż do nóżki sowy. 

Hermiona przywiązała list do szkolnej płomykówki, podała cicho adres i spojrzała w stronę chłopaka, który drapał pod łbem jakąś czarną sowę. Była piękna, miała lśniące upierzenie, duży zakrzywiony dziób oraz pewien blask dookoła siebie, który dodawał jej pewnego rodzaju dostojeństwa. Dziewczyna podeszła do nich i wyciągnęła rękę w stronę ptaka. Zwierzę przekręciło głowę do granic możliwości i zaczęło przeraźliwie skrzeczeć ówcześnie dźgając Hermione w palec.
- Black nie lubi szlam. - Zaśmiał się wymijając dziewczynę i wychodząc z sowiarni. Gryfonka spojrzała na Blacka, który wpatrywał się w nią swoimi żółtymi ślepiami. Zeskoczył z  kamiennej wnęki, która zapewne była jego legowiskiem, na drewniane szczeble rozkładając swoje skrzydła aby pokazać je w pełnej okazałości. Sowa zahuczało złowrogo i zaczęła klepać dziobem jakby zachęcając do walki, zlękniona Hermiona pisnęła i wybiegła z pomieszczenia wpadając na plecy ślizgona.
- Kretynka. - Rzucił przez ramie Draco.


Macmillan szedł wolnym krokiem za blondynką wpatrując się w jej kitkę, która swawolnie obijała się o jej plecy. Westchnął mimowolnie, Ernie nie chciał przebywać w jej towarzystwie. Nie chciał wpatrywać się w tą twarz, którą zna od pięciu lat. Nie chciał być blisko niej. Nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Już nie.
Powoli zaczynam cię nienawidzić.
- Ej Ernie. - Hanna odwróciła się i spojrzała na puchona. Był on chłopakiem o nieco ponad przeciętnej urodzie, którą skutecznie ukrywał pod maską arystokratycznej idealności. Perfekcyjnie ułożone włosy, nienagannie ubrany mundurek - to na pozór odrzucało większość dziewczyn gdyż każda szukała miłosnej przygody a nie melancholijnej miłości, którą, jak sądziła większość dziewczyn, może dostarczyć nudziarz Macmillan.
Nienawidzę cię za te piękne oczy.
Krukon opierał się niedbale o zimną ścianę powodując na swoim ciele nieprzyjemny dreszcz. Chciał się zmienić, pokazać Hannie Abbot, że może się rozluźnić, Chciał udowodnić, że potrafi być luzakiem czy niegrzecznym chłopczykiem na którego poleci większa część kobiet. Ernest zaczął przewracać w swoich palcach różdżkę wpatrując się w nią jak niuchacz w biżuterię wykonaną z dużej ilości świecących elementów.
- Co ci? - Puchonka podeszła do przyjaciela i położyła rękę na jego policzku.
Nienawidzę twojego dotyku.
-Dobrze się czujesz? - Patrzyła na niego z troska, taką jaką posiada matka widząca swoje chore dziecko. - Wszystko w porządku? - Spytała wyczekując odpowiedzi.
Nienawidzę jak się o mnie martwisz.
Zmieszany Ernie nie wiedział co zrobić, ten dotyk to spojrzenie, rozpalało go od środka. Wiedział, że powinien uważać ją za siostrę, za kogoś kogo się kocha braterska miłością.
- Nic mi nie jest. - Zdołał wykrztusić z siebie parę słów. Sciągnął jej rękę ze swojego policzka omijając ją i szedł dalej w ciemny korytarz kontynuując ich patrol.
Nienawidzę Cię za to, że nigdy nie będziesz moja.


Wokoło panowała grobowa cisza, jedynymi odgłosami, które od czasu do czasu ją przerywały dochodziły z ust gryfonki, która miała przyśpieszony oddech. Z jej różdżki wydobywała się jasna poświata oświetlająca ciemne, kamienne ściany. W powietrzu było zbyt dużo wilgoci dlatego jej włosy odrobinę się napuszyły. Dziewczyna mimowolnie przygładziła dłonią brązowe loki.
- Możesz mi powiedzieć dlaczego dostaliśmy lochy i błonia? - Osobą, która przerwała milczenie była Hermiona, która spóźniła się na spotkanie przed patrolem na którym ustalali podział obowiązków. Z zalecenia dyrektora postanowiła iść do skrzydła szpitalnego aby pani Pomfrey uleczyła jej rany pozostałe po wypadku. Rozcięta warga, parę siniaków - tyle zostało jej po felernym wydarzeniu w którym brała udział. Jej rodzice nie mieli tyle szczęścia, są na skraju życia. Być może umrą. A ona właśnie godzinę temu usunęła ostatnie wizualne szkody po tym incydencie. Draco przystanął w miejscu i przyłożył do twarzy Hermiony różdżkę. Oświetlając ją tak, że ta musiała przymrużyć oczy aby cokolwiek ujrzeć.
- Bo gdy ty zajmowałaś się poprawianiem i tak marnego wyglądu. - Uśmiechał się z ironią pokazując na nią palcem wskazującym. - Ktoś musiał być na tyle odpowiedzialny - Wskazał na siebie. - aby dopełnić nadanych mu obowiązków. A że wole być na znajomym gruncie to wybrałem lochy. - Wzruszył ramionami. Hermiona odtrąciła jego różdżkę w bok aby nie świeciła jej prosto w oczy.
- Zazwyczaj wredne gady siedzą głęboko pod ziemią. - Mruknęła sama do siebie lecz nie uległo to uwadze ślizgona, który owinął jeden z loków Hermiony wokół swojej różdżki i szepnął niebezpiecznie cicho.
- Albo specjalnie zwabiają ofiarę w swoją kryjówkę bo wiedzą, że nie zdołała uciec. - Patrzył z rozbawieniem w oczy Hermiony w których o dziwo nie znalazło się ani grama strachu. Dziewczyna poklepała go z politowaniem po ramieniu i ruszyła dalej w głąb korytarza. Coraz głębiej w ziemie.


Padma nie odezwała się do Rona od początku patrolu, niekiedy zdarzało jej się spojrzeć na gryfona ale od razu zaszczyciła go kpiącym prychaniem. Rudzielec nie rozumiał postępowania dziewczyny.
Przecież się lubimy, byliśmy razem na balu.
Nie zagłębiał się też w tajniki dotyczące kobiecej logiki. Dla niego było oczywiste, że jeśli ktoś ma pretensje o coś do danej osoby, to to mówi a nie obraża się. Nie zdawał sobie sprawy, że u płci żeńskiej może być inaczej. Ron był ciamajdą w relacjach damsko-męskich.
- Coś ty taka naburmuszona? - Spytał wpatrując się w hinduskę z taką natarczywością, że dziewczyna tylko pokręciła z dezaprobatą głową.
- Po prostu nie jestem zadowolona z faktu, że muszę z tobą kontrolować sytuacje w zamku. - Prychnęła po raz tysiąckrotny lustrując wzrokiem gryfona. Padma przyśpieszyła kroku ujrzawszy za rogiem korytarza znikający cień. Ron od razu dorównał jej kroku i złapał odrobinę za mocno za ramię. Dziewczyna syknęła z bólu odwracając się w stronę chłopaka.
- Jesteś o coś zła na mnie. - Burknął przez ledwo rozchylone usta. Krukonka spojrzała na rękę na swoim ramieniu. - Wybacz. - Posłał jej przepraszające spojrzenie i uwolnił jej ramię z uścisku. Wielu naukowców oraz historyków pragnęło zbadać najgroźniejsze zjawiska na świecie. W świecie mugoli jedną z zanotowanych zjawisk była kanapka Toma Relisa, która leżała na dnie plecaka przez siedem miesięcy. W świecie czarodziejskim najgorszą jest Pocałunek Dementora. Jednakże, żadna z części nie zanotowała w swojej skali wściekłą kobietę, która mogła doprowadzić do globalnej apokalipsy przez sam swój krzyk. Padma poczerwieniała na twarzy.
- Nie lubię cię. - Odpowiedziała prosto i na temat. - Jesteś aroganckim dupkiem, który chciał wykorzystać pierwszą lepszą kobietę aby nie wyszedł na łajzę z którą nikt nie chciał iść na bal. Perfidnie mnie wykorzystałeś i porzuciłeś od razu po rozpoczęciu uroczystości. Nawet ze mną nie zatańczyłeś! - Krzyknęła w stronę rudzielca.
- Jesteś pierwszą lepszą? - Spytał zanim zdążył się ugryźć w język.
Myśl Ron, myśl. Potem mów! - Przypomniał sobie słowa Hermiony.
- Jak śmiesz! - Siła jej głosu zwiększyła się o minimum milion decybeli na co pobliskie postacie z portretów wyraziły swoje niezadowolenie z powodu nagłej pobudki.
- Chodziło o Hermione. - Odpowiedział spokojnie próbując wykaraskać się bez większych szkód psychicznych i fizycznych z tej całej sytuacji. - Bratała się z tym Krumem zapominając o nas a co ważniejszym Harrym, którego powinna wspierać. - Powiedział z wściekłością przypominając sobie całą sytuacje.
- A na początku turnieju kto się od niego odwrócił? - Spytała pokazując na niego palcem. - Kochasz ją! - Postacie z portretów odwrócili wzrok na Rona czekając na to co on odpowie.
- Nie, ona jest moją przyjaciółką. - Podrapał się po głowie. Był zmieszany, nigdy nie mówił o uczuciach tak otwarcie.
- Od tego już krótka droga do miłości. - Powiedziała Padma z wyrzutami w głosie.
- Tak samo jak od nienawiści. - Nieświadomy swoich słów rudzielec spojrzał na krukonkę, która prychnęła i ruszyła przed siebie zostawiając Rona w tyle.
To była jakaś sugestia? 
Zastanawiała się długo nad słowami chłopaka.

2 komentarze:

  1. Cuudowny!!!!! Draco i Hermiona tacy, jak powinni być.
    Do tego oryginalne pary i wszystko super.
    Lubię Pansy!
    iI w ogóle mistrzostwo!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że oceniłaś moją pracę, to jest na prawdę motywujące. :) Dziękuje z całego serca!
      Długo zastanawiałam się jacy powinni być główni bohaterowie, nie chciałam iść po wyznaczonych przez wiele autorek kanonach. Mam nadzieję, że mi się to udało. Nie chciałabym aby Draco stwierdził, że "Hermiona wyładniała, stop o kim ja myślę przecież to szlama" to już naprawdę zrobiło się nudnawe...
      Też lubię Pansy i nie rozumiem czemu zawsze jest postawiana w złym świetle. Owszem, znielubiła Hermione kiedy się dowiedziała, że jest nieczystej krwi, lecz to właśnie z nią Hermiona podczas wejścia do wielkiej sali rozmawiała o zaczarowanym suficie. :)
      Mam nadzieję, że pewien bardzo podobny do niej chłopiec uświadomi jej, że arystokraci są bardziej denerwujący niż taka Hermiona, która nikomu niczym nie zawiniła. Przecież rodziny się nie wybiera, prawda? :)
      Czy na prawdę nie znalazłaś żadnego błędu do skorygowania? Dla mnie to dziwne, z moją ortografią, interpunkcją ..
      Jeszcze raz dziękuję za pochwałę, miło mi, że razem ze mną przemierzasz otchłań weny i twórczości! :)
      Pozdrawiam z całego serca!

      Usuń

Liczę na szczera opinię, to naprawdę karmi nienajedzoną wenę